Red Hot Chili Peppers wkraczają w nową erę
Nie ma wątpliwości co do tego, iż Red Hot Chili Peppers wkraczają właśnie w zupełnie nową erę. Po dwóch latach przerwy powracają z nowym studyjnym krążkiem, dziesiątym w karierze, a zarazem pierwszym od pięciu lat.
|
Po zakończeniu koncertowania zrobili sobie dwa lata zasłużonej przerwy. Potrzebowali odpoczynku od wyczerpującego cyklu tworzenie-nagrywanie-koncertowanie, który pochłaniał ich prez ostatnie lata. Jak jednak dowiedzieliśmy się z wywiadu przeprowadzonego z basistą Flea w 2011 roku, sytuacja była znacznie poważniejsza, niż mogło się wydawać. Nie wiadomo czy wszyscy czlonkowie podzielali tę atmosferę, ale Flea doszedł do punktu, w którym nie odczuwał już należytej przyjemności z występowania na żywo. Stwierdził, ze choć nagrywali dobrą muzyklę i dawali świetne koncerty, to nie byo już to samo co kilka lat wcześniej. Zaplanował te dwa lata przerwy, aby zapobiec rozpadowi kapeli. Jak się okazuje, był to strzał w dziesiątkę. Wokalista Anthony Kiedis poświęcił się wychowaniu synka Everly'ego, zaś perkusista Chad Smith założył zespół Bombastic Meatbats oraz dołączył do superkapeli Chickenfoot. Odpowiednio zorganizowali sobie czas również baskisa i gitarzysta John Frusciante. Teraz zregenerowani muzycy powracają wielkim stylu.
Jak stwierdziłem na początku, wkraczają w nową erę. Erę podyktowaną ogromnymi zmianami. Najważniejsza z nich to decyzja o odejściu z grupy wieloletniego wiosłowego Johna Frusciante. Postanowił on skupić się na swoich solowych projektach, którym nie mógł się w pełni poświęcić, zaangażowany w twórczość Red Hot Chili Peppers. Nie chciał też już dłużej zmagać się z dynamiką zespołu, nie do końca mu odpowiadającą. Flea podkreśla jednak, iż było to rozstanie pokojowe. Jest ogromnie wdzięczny za czas jaki było im dane spędzić z Johnem. Za cały jego wkład nie tylko w ich twórczość – Frusciante napisał najważniejsze partie w wielu ich największych przebojach oraz wielu piosenkach najwznioślejszych artystycznie, a niekoniecznie popularnych – ale także w ich życie. Stanowili rodzinę, łączyła ich szczególna więź. Jednocześnie jednak w wyniku tej decyzji przyszłość kapeli stanęła na włosku. Nie byli pewni, czy chcą kontynuować bez niego. Dlatego właśnie Frusciante, najprawdopodobienj za namową wytwórni, zwlekał przez rok przed opublikowaniem smutnej dla milionów fanów wiadomości. Przez rok, w ciągu którego panowie postanowili jednak iść dalej, przyłączając do składu wieloletniego przyjaciela Josha Klinghoffera.
I to właśnie druga ogromna zmiana – nowy gitarzysta, który wbrew bezpodstawnym ozekiwaniom częśći fanów, nie jest kopią Frusciantego. Josh to zupełnie inny muzyk. Ma swój własny unikalny styl i własne pojęcie o tym, czym jest muzyka. Jest instrumentalistą grającym nie tylko na gitarze, ale takze na basie, perkusji, keyboardzie i syntezatorze. Do tego śpiewa, i to wszystko usłyszymy na nowym krążku Peppersów – I'm With You. Klinghoffer nie jest typem wirtuoza, bohatera dla gitarzystów potrafiącego zagrać wszystko, co tylko zechce. Jest artystą wysublimowanym, skupiającym sie na nadaniu utworom tekstury i głębi. Oczywiście wiąże się to wszystko z pewnymi obawami. Pamiętajmy jednak, iż świeża krew w kapeli zazwyczaj wróży coś dobrego, a Josh na pewno zdaje sobie sprawę obowiązku, jaki na nim spoczął, i zmobilizował wszystkie swoje kreatywne umiejętności.
Trzecia zmiana została natomiast podyktowana edukacją muzyczną Flea. Basista odpowiednio wykorzystał czas wolny i poszedł na rok na Uniwersytet Południowej Kalifornii, gdzie studiowal teorię muzyki. Ponieważ niemożliwe tam było odrabianie prac domowych bez pianina, muzyk nauczył się gry na tym instrumencie. Była to jego pierwsza styczność z instrumentem akordowym. Jak dotąd grał na basie i trąbce. W ten sposób horyzonty poszerzyły się jednak nie tylko dla Flea, ale dla całej grupy. Slapper bowiem zaczął komponować muzykę na pianinie. W podobny sposób komponuje Josh, więc na pianinie powstała większość piosenek na nowy album. Późniejsze ich przekładanie na instrumenty rockowe nadało Red Hot Chili Peppers zupełnie nową energię. To prawdziwa rewolucja w historii zespołu, który dotychczas tworzył wyłącznie w wyniku improwizowanych jamów. Zaskakuje fakt, iż ci piędziesięcio-niemal-letni panowie nadal pragną się rozwijać i dążyć w nowym kierunku po dwudziestu ośmiu latach kariery. To postawa odmienna od większości starych wyjadaczy, którzy w późnej fazie kariery zaczynają raczej odgrzewać stare kotlety niż eksperymentować. Tym bardziej więc możemy spodizewać się po I'm With You mnóstwa naprawdę dobrej i przemyślanej muzyki.
Miejmy w pamięci fakt, iż proces twórczy trwał wyjątkowo długo, bo około ośmiu miesięcy. To zdecydowanie dłużej niż proces przy jakimkolwiek innym krążku Red Hot Chili Pepeprs w przeszłości. Basista przyznaje, iż proces ten okazał się wyjątkowo płodny, przynosząc obfity plon w postaci około sześćdziesięciu nowych kawałków! To nawet więcej, niż rpzyniosła sesja Stadium Arcadium. Róznica polega jednak na tym, iż tym razem panowie nie chcą upychać niczego na siłę, a wybrali jedynie 14 najlepszych piosenek. To kolejny argument przemawiający za świetnością tego wydawnictwa. Z drugiej strony nie wiemy jednak, czy nagrane zostały jakiekolwiek b-sidy. Mamy nadzieję, że tak.
Nadesłał:
seonerd
|